Przygotowania
Spotkanie w jednym miejscu większości do tej pory sobie obcych ludzi z różnych części Polski…i nagle okazuje się, że mamy wspólne zainteresowania (jak dobrze uchwycić piękno otaczającego świata?, jak wykorzystać techniczne nowinki?, co zrobić lepiej?). Pojechałem na Akademię Nikona do Piotra Chary wcześniej nie znając go z przeświadczeniem, że wstanę rano, schowam się za drzewem, w czatowni lub w krzakach i zrobię kilka fajnych fotek żurawi, czapli, rybitw,a może trafi się ryczący jeleń. Rezultaty trzydniowej wyprawy pod niemiecką granicę znacznie przekroczyły moje oczekiwania. Powiedziałbym nawet, że „rozwaliły system”. To co wydarzyło się przez dwa kolejne poranki praktycznie jest nie do opisania słowami…Jak mówił Piotr Chara - to była rzeźnia!.
Mała kilkuosobowa grupa spotkała się w Oberży Templum w środę po południu z prowadzącym fotografem i przyrodnikiem Piotrem Charą. Od samego początku widać było, że ten człowiek to perfekcjonista ogarnięty niesamowitą pasją, którą potrafi przekazać innym oraz zarazić ją też nas. Początkowo dyskusja o tym jak przygotować się do następnego dnia…jak ustawić sprzęt, jak zapakować plecaki, co wziąć, a co wyrzucić, co założyć od razu, a co będzie potrzebne na miejscu, oraz przede wszystkim jak się zachować, by przez jeden nieostrożny ruch nie spieprzyć całego przedsięwzięcia i narazić się na uzasadniony gniew innych uczestników. Jako absolutny amator i osoba po raz pierwszy goszcząca na takich zajęciach zastanawiałem się co ja tutaj robię. Większość pozostałych uczestników już dobrze zorientowana w temacie lub doświadczona z poprzednich edycji bezproblemowo wymieniała doświadczenia. Ale od czego „duch zespołu” i „charyzma lidera”. Co z tego, że to Akademia Nikona (i wszyscy z jednym wyjątkiem zaopatrzeni w sprzęt z literką N). Ale już wcześniej przekonałem się po innych warsztatach z Akademią Nikona, że tu nie literka zdobi człowieka, nie jest istotny sprzęt, tylko to co z nim i nim robimy. Pomoc, tak potrzebną w tym niezwykle ciekawym przedsięwzięciu jak nadchodzące poranne fotołowy otrzymałem również od kolegów nikoniarzy. Typowe żarty w mieszanym towarzystwie canonikoniarzy dotyczące zalet czy wad jednego lub drugiego systemu przeplatały się z fachowymi poradami. Za co wszystkim ogromny szacunek!
Spotkanie zakończyliśmy wspólną kolacją i …do łóżek…bo wyjazd o 3:50 rano. Plecaki spakowane czekały obok łóżek.
Pobudka 3:10, ubieramy się, szybka kawa i w drogę…ruszamy gdzieś w noc. Po drodze Piotr opowiada o problemach (ataki szopów praczy, norek amerykańskich na gniazda, zniszczenia jakich dokonują te zwierzęta, o tym, że przyrodnicy ratują rzadkie ptaki tworząc pływające wyspy na Odrze). Miło upływa czas, adrenalina przed nadchodzącym spektaklem nie pozwala nam zasypiać. W końcu dojeżdżamy na miejsce. Krótkie przypomnienie zasad nocnego marszu…kiedy światło włączone, kiedy wyłączone, kiedy się schylamy, jakie znaki. Czuję się jak komandos na podejściu pod obóz wroga. W końcu dochodzimy w ciszy i całkowitej ciemności (no trochę widać księżyca…) do miejsca oczekiwania. Teraz dwójkami z Piotrem już na wcześniej przygotowane miejsca do fotografowania. Ustawiamy sprzęt, staramy się w ciszy (i ciemności) wkręcić obiektywy na głowice statywów, siadamy, odsuwamy rośliny, poprawiamy widoczność i …czekamy pijąc kawę…Cisza…czasem ryczy jeleń…czasem puszczyk…sporadycznie słychać delikatny klangor żurawia gdzieś niedaleko. Piotr podaje ostatnie wskazówki, spróbujcie takich nastaw, proponuje różne warianty. A może krótki filmik ? (ja akurat nie jestem fanem filmów robionych aparatem, myślę sobie, ale po co ?) Filmy przyrodnicze mam w domu w dużej ilości…
Ciemno, ale już świta, delikatne światełko przebija się przez poranną mglę. Są! Stoją! Na razie słabo widoczne cienie na długich nogach, kilka sylwetek (nie, nie kilka ….kilkanaście), jeszcze trochę jaśniej i widać ich setki, powoli, coraz głośniej. Koledzy i koleżanka obok zaczynają naciskać spust. Siedzę obok Bartka (doświadczonego fotografa przyrody), też już strzela seriami, a ja jestem zły bo mój aparat nie chce robić zdjęć! Dlaczego! Gmeram przy ustawieniach, zmieniam focus z manuala na auto (ale przecież auto w ciemności nic nie łapie…)i z powrotem, przełączam ISO, generalnie kombinuję. Ale obok koledze z Nikonem wychodzi…to może jednak wina sprzętu…Mój przyjaciel doli i niedoli Ziemek jednak robi foty swoim Canonem, to dlaczego ja nie mogę? Już się chcę poddawać i tylko oglądać wspaniały spektakl zlotowiska żurawii i porannego szykowania się do odlotu na żerowiska, gdy w końcu jest…jakieś zdjęcie…potem kolejne…no i ruszyła machina….30, 40, 50 zdjęć, seria jak machają skrzydłami….zmieniam lekko ogniskową aby było ich więcej w kadrze i znów seria zdjęć. No i co…jednak filmik…bo nie sposób tego tylko w głowie zapamiętać…to coś na całe życie. Piotrze ! Jestem Ci wdzięczny do końca życia za to co Nam pokazałeś….Natura jest piękna….jak można niszczyć takie dzieła sztuki…
Coraz więcej ptaków odlatuje, robi się jaśniej, już się wszyscy widzimy. Skuleni na krzesełkach lub siedzący w kucki na ziemi w skupieniu oglądamy piękny pokaz prawie 1,5 tysiąca żurawi, klangor tych pięknych ptaków otacza nas ze wszystkich stron odbijając się echem od przeciwleglej ściany lasu. Wszyscy skupieni ale widać ogromną radość na naszych twarzach. Mamy to ! Piotr uprzedzał nas dzień wcześniej, że będzie wspaniale, tak jak na jego niezwykłych zdjęciach. Wtedy myślałem, że to niemożliwe, a dziś to oglądamy na żywo.
Od 4:30 do 7:00 kiedy odleciał ostatni z tej ogromnej grupy ptaków kolorystyka naszych zdjęć zmieniała się jak w kalejdoskopie…od szarości, przez chłodno niebieskie barwy i zaraz ocieplająco różowo, pomarańczowo i znów niebiesko…Mgła raz nachodziła, potem znikała tworząc naturalne przerwy dla tego spektaklu.
Na koniec zostało puste błotniste rozlewisko z dużą ilością piór i …przyleciały czaple białe…Przez długi czas nie ruszałem się z miejsca, nie mogąc uwierzyć w to co widziałem przez ostatnie trzy godziny, nie czułem zmęczenia, niewygody. Byłem zauroczony i żałowałem, że już się skończyło, bo….chciałem jeszcze i jeszcze.
Pozostało nam zwinąć sprzęt, pogratulować sobie wzajemnie, podzielić wrażeniami i ruszyć w drogę powrotną. Ale zanim to nastąpiło zdecydowaliśmy, że następnego dnia jedziemy w inne miejsce robiąc tym razem sesję ze światłem. Trzeba było zatem przygotować sobie miejsce pracy. Wszyscy energicznie zabrali się za cięcie i ustawianie kamuflującej ściany sitowia.
Po powrocie trzeba było przygotować sprzęt na następny dzień, naładować baterie, zgrać zdjęcia z kart, spakować plecaki i …odespać. Po południu jeszcze wypad na sesję fotograficzną do Rezerwatu Przyrody Długogóry na sesję plenerową. Potem jeszcze późnowieczorne fotografowanie Drogi Mlecznej na tle Kościoła Św. Stanisława Kostki (Kościoła Templariuszy) i znów spać…bo rano…
Powtórka
Startujemy. Budzik 3:10, ubieranko, kawka i ruszamy. Dojechaliśmy na miejsce. Wędrujemy przy świetle czołówek przez chaszcze, potem coraz bliżej naszego dzisiejszego miejsca fotografowania już bez światła, po cichu według wcześniej ustalonej kolejności wejścia do kryjówek. Na miejscu ciemno, ale już wprawnie ustawiamy sprzęt, szykujemy miejsca na kilkugodzinny spektakl z udziałem mamy nadzieję takiej samej ilości aktorów jako ostatnio… Powoli wstaje świt…słychać znów jelenie…inne światło…inne tło. Już wprawniej operuję ustawieniami, wczorajsze wskazówki oraz późniejsza dyskusja w gronie kolegów okazały się bardzo pomocne.
Kolejne kadry…śpiące żurawie i pojedyncze podnoszone głowy, potem więcej głów…i klangor. Zaczynają odlatywać grupami rodzinnymi za prowadzącym, akcja przenosi się w okolice kępy drzew..tutaj inne światło daje pastelowe barwy. Sylwetki ptaków odbijają się w wodzie płytkiego rozlewiska, dostojnie brodzą rozglądając się uważnie. Co chwila mała grupa ptaków odrywa się i odlatuje. Stopniowo rozlewisko pustoszeje. Tym razem seans trwał około dwóch godzin. Zakończyły go ponownie czaple białe licznie zgromadzone w jednej dużej grupie…
To były trzy wspaniałe dni ze znakomitymi i pozytywnie zakręconymi ludźmi. Wspomnienia i zdjęcia zostaną na zawsze. Za Piotrem powtarzam najczęściej padające słowa - Bajka, Rzeźnia, Spektakl, Misterium - jednym słowem Obrazy Przyrody…by Grus grus i Piotr Chara. Ogromnie dziękuję! Baterie naładowane…wracam do pracy.
A na koniec Piotr zrobił pokaz swoich najlepszych zdjęć żurawi…i nie pozostało mi już nic innego jak spakować swoje zabawki i wystawić sobie ocenę dostateczną (no może z plusem). Oznacza to - trzeba się poprawić.






























Dzięki za relacje i towarzystwo!
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst i fotografie.
OdpowiedzUsuń